Kiedyś gdzieś przeczytałam, że gdyby na świecie nie było wojen, zarabialibyśmy dwanaście razy więcej.
To wskazuje na "nasze" dofinansowanie tegoż chlubnego dzieła. System bardzo sprytnie manipuluje zachowaniami swojego niewolnika i wciska mu nieświeży kit, mówiąc, że ten, kto zarabia powyżej
średniej krajowej jest zgoła burżujem w swojej klasie.
Wierzyć mamy ponadto, że system ukochany otacza nas troskliwymi ramionami, do których bez zwłoki lgnąć winniśmy.
Winni też wszystkiemu jesteśmy. Niech no tylko kto normy nie wyciśnie, a tak go system przytuli, że wyjdą z niego nagle pokłady ostatnich sił i pamięć o tym, że
właśnie odkrył ich złoża dotąd nieodkryte. Za to w kolejnym miesiącu dołoży tyle mocy, że już na dziesięć lat przed emeryturą na wózku będzie szpetne ulice swojego przedmieścia zwiedzał.
Mało kto jednak wie, że wszystko zaczyna się w najmniejszej komórce - w jednostce.
Myślenie o biedzie, o wiązaniu dwóch końców (a po co je wiązać? - niech jeden zostanie w zapomnieniu, a drugiego nie będzie) przyciąga biedę i konieczność wiązania.
Wojny pochodzą z myśli, że każdego po drodze należy uszczuplić o żywot, a na to tylko czeka nasz system dobrotliwy. Im więcej jednostek żądnych uśmiercania, tym więcej śmierci wokół.
Bo system wszechmogący wie!
Wie jak, kiedy i jaką informację rzucić, żeby jednostka zechciała, w całym swoim miłosierdziu, ubić tych, którzy wydają się bardziej wrodzy od "twoich". Bo, zauważ, zawsze są twoi i nie-twoi. Ale
opozycja tknięta podobnym instynktem - co instynktem nie jest, a raczej wyuczoną rolą - pragnie zwalczyć "twoich" i wojna (w umysłach) gotowa.
Toteż zachęcam Was, ludzie wspaniali, jak kto Wam zechce wmówić, że wroga trza zgładzić, zamknijcie oczy (warto wystawić je do słońca - zamknięte) i wyobraźcie sobie taki świat, w jakim chcecie
żyć.
Za prawdę (nie! to nie błąd!) powiadam Wam, że to działa! A im więcej głów, w których się taka wizja wykluje, tym szybciej ona się ziszcza.
Ciekawa konstrukcja zwana świadomością zbiorową tworzy naszą rzeczywistość na szeroką skalę, jak świadomość jednostki ludzkiej jej osobiste życie. Bo wojenka nie wybucha z dnia na dzień. Najpierw o wojence mówią i piszą w mediach. Potem wojenka coraz bardziej kształtuje się w umysłach i w nich przybiera swoją formę, zanim się urzeczywistni. Niekiedy trzeba na to lat. (Dlatego o wojence należy z rozwagą i dużą porcją humoru). Kiedy już ogół uzna, że lepsza wojenka niźli strach przed nią, kiedy lud dokonuje świadomego wyboru, wówczas dopiero wojenka może wybuchnąć i odciskać swoje piętno.
Długie pokolenia potem mamy wciąż żywy obraz nieobecnego jego i jej wyczekującej go w oknie. Czemu? Bo on wciąż żyje wojenką. Zapis, że musi być poza domem dla dobra, co żadnym dobrem nie jest, tak mocno siedzi w jego ciele, że jeszcze jego wnuki i prawnuki będą cierpieć rozłąkę, ślęcząc przy butelczynie z towarzyszami niedoli - i tak ich często nazywa - by żałość za nią i dziatkami przeboleć. On nie wie, niebożę, że to taki program, taka tylko przypadłość w jego głowie, jeszcze nie przebolana, nieprzepracowana. I ona nie wie, czemu on tam z nimi zamiast z nią i dla niej, jak natura chciała.
Bo wojenka to nie tylko ot taka sobie wojaczka. O co walczyć? O teren? O zburzone domy? A gdzie tam!!! To tylko zwykłe ogłupianie. Ceną jest zawsze ogromna ilość
energii bólu, niszczenia, rozłąki i cierpienia, czym karmią się pewne grupy.
A czemu system o tym nie głosi?
Patrz: pierwsze zdanie.
Jedno z praw Huny mówi: energia podąża za uwagą.
Może więc zacznijmy kierować uwagę na miłość, radość, współtworzenie i szczęście, by to one urzeczywistniały się w naszym życiu.
Kommentar schreiben